Bardzo proszę o umieszczanie wszelkiego rodzaju SPAM'u jak i wszystkich powiadomień w zakładce "Sowia poczta". Dziękuję ;)

[00] Koniec zawsze zwiastuje nowy początek


     Zimny wiatr chłostał po twarzach pogrążony w żałobie tłum. Gdy ostatnie ziarna piasku przysypały grobowiec, czarnowłosy mężczyzna złożył na mogile białą różę. Jego wściekle zielone oczy przepełnione były żalem i rozpaczą. Nie mógł uwierzyć, że odeszła, że już jej nie ma. Nigdy już nie będzie mu dane ujrzeć jej uśmiechu, poczuć jej czułego dotyku, usłyszeć kojącego głosu pełnego miłości. Odeszła, a wraz z nią cząstka każdego z tu obecnych. Jak mógł na to pozwolić? Dlaczego nie był w stanie temu zapobiec?... Poczuł czyjąś ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Kątem oka dostrzegł Hermionę, która wpatrywała się w niego ze współczuciem. Jej lekko zaróżowione od wiatru policzki były mokre od łez.
- Pomożemy ci, nie będziesz sam - szepnęła mu do ucha, a on mimo wszystko poczuł przypływ wdzięczności. Co prawda, nie miał ochoty na rozmowy, ale wiedział, że nie może zostać sam na sam z ponurymi myślami. Teraz pomoc jego przyjaciół będzie nieoceniona.
- To twoja wina! - wykrzyknął zachrypiały głosem rudzielec, szturchając go mocno w pierś. - Ty ją zabiłeś!
Zacisnął mocno pięści, gotowy do ataku, ale przerażona Hermiona wkroczyła między nich.
- Ron, przecież wiesz, że on nie jest niczemu winien - powiedziała łagodnie, próbując uspokoić męża.
- Właśnie, że jest - odparł, podkreślając każde słowo. Próbował ją odsunąć na bok, ale była nieugięta.
- Ron! Przestań! - zawołała ostrzegawczym tonem, dostrzegając coraz większe zainteresowanie całym zajściem. Weasley zmierzył ich wściekłym spojrzeniem, pełnym nienawiści i rozżalenia. Harry miał wrażenie, że jego przyjaciel czuje się bezradny. Nic dziwnego, sam czuł się tak w tym momencie. Co gorsza, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Ron ma rację... Spojrzał na przyjaciela, ale ten tylko prychnął pogardliwie i odszedł szturchając Pottera ramieniem, który wraz z śmiercią żony, stracił kogoś jeszcze. A tym razem nie chodziło o głupi turniej. Tym razem chodziło o utracone ludzkie życie.
Harry wzdrygnął się, gdy córeczka chwyciła go za rękę, podchodząc niemal bezszelestnie.
- Tato, chodźmy do domu - powiedziała cieniutkim głosikiem. Widział jej bladą twarzyczkę, ślady łez na policzkach. Wciąż miał przed oczami jej obraz, gdy rozpaczliwie błaga, by nie zasypywano jej mamy w ziemi. Ten obraz nie zniknie mu z pamięci chyba nigdy. Wziął dziewczynkę na ręce i mocno do siebie przytulił. Rozejrzał się za chłopcami, którzy wciąż stali nad grobem, pogrążeni w żałobie.
- Dobrze Kochanie - wyszeptał. -Dobrze...
Hermiona wciąż stała obok. Przyglądając się Potterom. Nie wiedziała, co ma zrobić, co powiedzieć. To cios dla nich wszystkich, wszyscy zostali dotknięci tą stratą. Zachowanie Rona było zrozumiałe, ale jednak nie powinien był...
-Zobaczymy się później - usłyszała w uchu głos Harry'ego. Jakby to ona straciła najbliższą osobę. Jakby to ją trzeba było pocieszać. Przywołała na usta wymuszony, blady uśmiech, po czym udała się do samochodu, mając nadzieję, że zastanie tam męża.
     Kilka godzin później, w Dolinie Godryka panował względny spokój. Powoli nastawał mrok, więc całe miasteczko szykowało się do snu. Był jednak ktoś, kto nie spał. Skąpany w blasku nocnych lamp, pochylał się nad fotografiami, bacznie obserwując śmiejącą się na nich kobietę. Wiedział, że tak nie przywróci jej życia. Wiedział, że utracił ją na zawsze. Wstał z kanapy i położył plik zdjęć na stoliku. Wyjął ze spiżarki Ognistą Whisky i napełnił szklankę. Usiadł na dywaniku przed kominkiem i raz po raz pociągał długie łyki palącego płynu.
"Ty ją zabiłeś!" Oskarżycielski głos Rona wciąż huczał mu w głowie. I coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jego najlepszy przyjaciel ma rację. Śmierć Ginny to była jego wina. To on ma jej krew na rękach. Zabił ją, on - Chłopiec, który przeżył... Chłopiec, który sprowadza śmierć... Zapiekły go oczy, więc zacisnął gwałtownie powieki. Cisnął szklankę z resztką płynu o ścianę, a szkło roztrzaskało się z hukiem na drobne kawałeczki, rozpryskując się po salonie. Ukrył twarz w dłoniach, nie zdając sobie sprawy, że kilka domów dalej rozbłysło zielone światło. Światło, które okazało się zwiastunem nowych, mrocznych czasów...

1 komentarz:

  1. Super!!! Pierwsza notka i od razu taki szok!!! Czekam na następne notki. Baśka

    OdpowiedzUsuń