- Pada - powiedział bezbarwnym tonem Albus, podpierając się na łokciu i spoglądając na puste półmiski. Był tak głodny, że zaczynał się zastanawiać, czy jego żołądek już zaczął sam siebie trawić, czy dopiero dojdzie do tego za parę chwil. Ceremonia Przydziału jeszcze się nie skończyła, a mała Lily wyglądała, jakby się miała zaraz rozpłakać.
-Lily Potter - zagrzmiała w końcu profesor McGonagall. Dziewczynka wyszła na podest lekko roztrzęsiona i usiadła na stołeczku. Gdy tylko tiara spoczęła na jej bujnej, rudej czuprynie, usłyszała w głowie głosik. 'Tak... Wiem, gdzie Cię przydzielić... Będziesz pasować tam idealnie...'
Dziewczynka zacisnęła paluszki na krawędzi krzesła i czekała, a Tiara Przydziału wykrzyknęła: RAVENCLAW!
Rozległy się wiwaty i oklaski, a Lily, udając się w stronę stołu, rzuciła pełne przerażenia spojrzenie w stronę James'a. Potter uśmiechnął się i mrugnął do niej zachęcająco. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie wiedział, co o tym myśleć. Z jednej strony, może i dobrze, że zostali rozdzieleni, Lily będzie miała okazję nieco się usamodzielnić, ale z drugiej strony - rozdzielenie oznacza, że nie będzie mógł mieć na nią oka.
- No jedzmy już... - usłyszał głos Ala, wlepiającego intensywnie wzrok w pusty półmisek tuż przed nim. Ledwo to powiedział, a na stołach pojawiły się tony jedzenia. Jednak James nie był głodny, zaniepokojony obserwował siostrę, która starała trzymać się dzielnie.
- Do tej pory - odezwała się Alice, siadając obok James'a - myślałam, że wyrażenie "nadopiekuńczy brat" to tandetny chwyt wykorzystywany w celu opchnięcia przesłodzonej, komercyjnej chały zawsze zakończonej happy endem. Weź się w garść Potter, bo rujnujesz mi światopogląd.
Spojrzał na nią z lekko zmarszczonymi brwiami. Było w jej głosie coś, co go zaniepokoiło. Niby brzmiała normalnie, a jednak...
- Alice, wszystko gra?
Dziewczyna wstała od stołu, jak oparzona.
- Martw się może lepiej o swoją rodzinkę, póki ją jeszcze masz -odparła wymijająco i udała się do stołu Ślizgonów.
Pokój Wspólny Gryffindoru tętnił życiem. Opowieściom o wakacjach nie było końca. Wszyscy cieszyli się z wypoczynku i z powrotu do szkoły. Wszyscy, prócz Potterów.
- Myślisz, że Lily da sobie radę? - zapytał po raz kolejny James, zapatrzony w roztańczone płomienie w kominku.
- Ja nie mogę, stary, zapytasz mnie o to jeszcze raz, a słowo daję, przyłożę ci - wybuchnął Albus. Ten cały niepokój o małą zaczynał go denerwować. -Miliony ludzi przyjeżdża do Hogwartu bez rodzeństwa i jakoś daje radę, a ona jest po prostu w innym domu. Tyle.
Starszy brat spojrzał na niego, po czym zaśmiał się.
- Masz rację, sorry. Zaczynam się zamieniać w jakiegoś...
- Starego zgreda? - zaproponował Al, za co oberwał poduszką. Zamachnął się, by mu oddać, ale trafił prosto w drobną blondynkę, strącając jej z oczu okulary. Wybuchnęli śmiechem, ale widząc malującą się na twarzy Jenny wściekłość, spoważnieli.
- Jak dzieci, słowo daję - odezwała się nieco podniesionym głosem.
- Daj spokój Jenn, to nie było specjalnie...
- Nie dam spokoju, gdzieś ty u diabła był?! - zagrzmiała, piorunując go spojrzeniem. -Przez całą podróż do Hogwartu nie pokazałeś się ani raz, po uczcie zmyłeś się od razu, a teraz, siedzisz sobie, jakby nigdy nic!
- O co ci chodzi? - prychnął James, poprawiając się na fotelu.
- O co mi chodzi? O co mi chodzi?! Wiedziałam, że gracz Quidditcha równa się bezmózg... Jak ty zostałeś prefektem to ja nie wiem, ale przyjmij do wiadomości, że ja za ciebie roboty odwalać nie będę!
Odwróciła się na pięcie i odeszła do pokoi dziewcząt, zostawiając osłupiałego James i tarzającego się ze śmiechu po podłodze Ala.
- Kurcze, zapomniałem - wychrypiał James. -Myślisz, że ktoś zauważył? - spojrzał na brata, ale widząc jego niekontrolowany atak śmiechu, wstał pospiesznie i opuścił pokój wspólny.
Szedł po korytarzach zamku, rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami. Martwiły go wieści spoza szkoły dotyczące jego ojca. Nie wiedział, czy to była prawda, ale jeśli tak, to nie może tego tak zostawić. No i co z Lily, ona przecież jest taka... dziecinna, nieporadna...
- ...lepiej dla ciebie. Nie waż się więcej tam pokazywać, jasne? - usłyszał szorstki głos, dochodzący zza zakrętu. Wyjrzał ukradkiem zza filara i ujrzał Ślizgona, jednego z szóstoklasistów, który trzymał Alice za nadgarstek i przypierał ja do muru. Dziewczyna wyglądała na wystraszoną, ale nie dawała tego po sobie poznać. Zmrużyła oczy, zacisnęła usta i obdarzyła napastnika morderczym spojrzeniem.
- Bo inaczej mnie załatwisz? - zapytała kpiąco. - Śmiało. Pomyśl tylko, co powiesz Malfoy'owi, kiedy zapyta o zwiadowcę, a wiesz, że lepszego nie ma.
Ślizgon prychnął i zacisnął swoje wielkie palce na jej podbródku. Dziewczyna cicho syknęła z bólu.
- Nie obchodzi mnie, co Malfoy ma do powiedzenia. Jest już stary, jego czas dobiega końca, długo nie pociągnie na stanowisku. Szykują się nowe rządy, a w naszej sytuacji może to i lepiej. Więc pilnuj się, bo inaczej może przytrafić ci się... mały wypadek?
Dziewczyna splunęła mu w twarz, za co dostała siarczysty policzek. Skierowała na niego rozwścieczone spojrzenie, a jej oczy zalśniły szkarłatnym blaskiem. Na ten znak James wyskoczył zza zakrętu.
- Co tu się dzieje? - zapytał pospiesznie, uniemożliwiając Alice kontratak.
- Nie twoja sprawa, Potter - odparł jadowicie Ślizgon.
- Jestem prefektem Goyle, a wy się awanturujecie, więc chyba jednak moja. A teraz spadaj, zanim odejmę wam punkty.
Nathan łypnął groźnie na oboje, po czym oddalił się niechętnym krokiem do lochów.
- Po co to zrobiłeś? - warknęła Dashwood, odgarniając włosy do tyłu. - Mogłam załatwić to sama.
- Nie wątpię, ale raczej trup na szkolnym korytarzu wykracza poza kompetencje prefekta, więc wolałem to załatwić, póki wchodziło w zakres moich obowiązków.
Alice uniosła wysoko brwi.
- Ty? Prefektem?
- Zgadza się - James wypiął dumnie pierś. Dziewczyna wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
- Co?... Co cię tak bawi?
- Ale cię skrzywdzili - powiedziała ocierając łzy. - I nas też... - wzięła głęboki oddech. - A teraz poważnie Potter - powiedziała nagle poważniejąc. - Jeszcze raz wtrącisz się w moje sprawy, a to ciebie będzie trzeba wynosić w plastikowej torbie.
- Ty nad tym nie panujesz, prawda? - zapytał, wytrącając ją z równowagi. Zdezorientowana, spuściła wzrok, wpatrując się w swoje trampki.
- Jak dużo wiesz?
- Wystarczająco, by zacząć się niepokoić.
- Czyli wciąż wiesz niewiele - powiedziała, odwracając się na pięcie i biegnąc w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów.
O maszcie w morde. Ale rozdział. No ciekawe ciekawe w co ta Alice się wplątała :D Jestem bardzo... zaniepokojona i zaciekawiona za jednym razem, bo uwielbiam twojego bloga.
OdpowiedzUsuńBezapelacyjnie moją ulubioną postacią w całym opowiadaniu jest Alice. Jest najbardziej intrygującą postacią i tyle. A na drugim miejscu jest James Potter, a kiedy troszczy się o swoją siostrzyczkę jest najcudowniejszy na świecie. Tak samo, kiedy troszczy się o Alice, bo się troszczy!
OdpowiedzUsuńPoza tym to, w co zamieszała się Alice brzmi kiepsko, tak samo jak trzecia wojna. Czekam na ciąg dalszy.
Bardzo dziękuję za komentarz u mnie i niestety nie mogę sobie ciebie przypomnieć.
Hej! Miałabyś coś przeciwko, gdybym to ja oceniła Twojego bloga, a nie Hakuna?
OdpowiedzUsuńLullaby z Nagannie
OMG!! Teraz to mnie zamurowało i co dalej?????? Jestem na wakacjach a nie mogę się powstrzymać od czytania twojego bloga!!! tak jak obiecalas czekam na następna notkę w Polsce a przypominam że 26 już będę :-) Basia
OdpowiedzUsuń