Bardzo proszę o umieszczanie wszelkiego rodzaju SPAM'u jak i wszystkich powiadomień w zakładce "Sowia poczta". Dziękuję ;)

[02]. Znajome, poznawane na nowo...

     Pociąg do Hogwartu mknął po szynach, zostawiając za sobą hałaśliwy Londyn. Uczniowie lokowali się w przedziałach, witali starych znajomych lub zapoznawali nowych. Al zabrał Lily do przedziału, który dzielił ze swoimi najlepszymi kumplami. James natomiast udał się na zwiad. Chodził od przedziału do przedziału i zaglądał przez szybki w drzwiach, szukając tej jednej osoby, z którą tak bardzo pragnął się w tej chwili spotkać. Gdy już zaczął tracić nadzieję, wreszcie ją zobaczył. Stała tam, na końcu korytarza przy oknie. Prawym bokiem opierała się o szybę i zapatrzona w ciemniejące niebo, wypuszczała dym z zapalonego papierosa przez uchylony lufcik. Kiedy tylko ją zobaczył, dotarło do niego, jak bardzo tęsknił za tym widokiem - za jej szczupłą sylwetką, platynowo-jasnymi, opadającymi na twarz i ramiona włosami, porcelanową cerą i wielkimi, czarnymi, jak noc, oczami. Dla wielu nie była urodziwa. Wielu przerażała swoim wyglądem i zachowaniem, odstraszała chłodem i obojętnością. Ale dla niego - była piękna. -A ty wciąż palisz to świństwo? Wiesz, że to szkodzi zdrowiu? - szepnął jej do ucha, podchodząc bliżej. Dziewczyna delikatnie przekręciła głowę, by spojrzeć na niego kątem oka.
- Tak samo, jak obrywanie tłuczkami na boisku. Kto zginie pierwszy? - zapytała całkowicie odwracając się w jego stronę i dmuchając mu dymem prosto w twarz. - Ty od tłuczka, czy ja od tytoniu?
Lewy kącik ust Pottera drgnął lekko. Uniósł rękę, by odgarnąć jej włosy z oczu, ale gdy tylko zbliżył ją do twarzy, dziewczyna odwróciła głowę, przyciskając plecy do zimnej szyby.Chłopak wyjął z jej dłoni papierosa i gasząc go, wyrzucił przez uchylone okno.
- Alice... - zaczął, ale uciszyła go jednym spojrzeniem. Stali tak, w milczeniu, piorunując się wzrokiem. Zmieniła się przez wakacje, pomyślał. Zmizerniała. Jej oczy zdawały się być bardziej podkrążone, chudziutka twarz jeszcze bardziej wychudzona, a jasna cera bielsza niż kiedykolwiek. Coś się stało... Coś musiało się stać.
- Jak wakacje? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Nie tak emocjonujące, jak twoje - odparła sucho, odwracając wzrok.
- Słyszałaś...
- Tak.
- I...?
Alice zwróciła się frontem do szyby, wbijając wzrok w migający krajobraz.
- Co i...? - warknęła. -Co mam powiedzieć? Że mi przykro? O to ci chodzi? Dobrze więc, przykro mi, że teraz masz już tylko ojca i dwójkę rodzeństwa...
Objęła dłońmi ramiona, jakby nagle zrobiło się zimno.
- Nie to chciałem... - zmieszał się, uświadamiając sobie, że ona jest zupełnie sama. -Przepraszam - wyszeptał, odwracając się, by odejść. Zatrzymała go ciepła dłoń, która spoczęła na jego ramieniu. Alice oplotła rękoma jego tors i wtuliła się w jego plecy. Nie lubił jej zmiennych nastrojów, nie znosił, gdy zachowywała się, jak teraz, a zarazem właśnie to go w niej pociągało... Ta niepewność, ten chaos.
- Wszystko będzie dobrze - wyszeptała tuż przy jego uchu, wspinając się na palce, po czym delikatnie musnęła wargami jego policzek. -Witaj w domu.
Puściła go równie niespodziewanie, jak objęła. Chciał zareagować. Powiedzieć coś... zrobić... Ale w tym momencie mała, ruda osóbka wbiła się w niego całym ciałem, zaciskając mocno chude palce na jego koszulce, niemal zwalając go z nóg.
- Ja już nie chcę do Hogwartu, zabierz mnie do domu - zapiszczała zachrypłym głosem. Zorientował się, że płacze, nie wiedział tylko dlaczego. Spojrzał przelotnie na Alice, ale ona skorzystała z okazji i odeszła, zostawiając Potterów samych.
- Co się stało? - zapytał, próbując odczepić od siebie siostrę. Jednak z każdą kolejną próbą, Lily zacieśniała uścisk coraz bardziej. -Lily przestań i powiedz mi co się stało.
-Powiedzieli, że tata zginie marnie - wycedziła nadal wtulając buzię w tors brata. James przestał z nią walczyć. Przytulił ją mocno do siebie. Wiedział, że to głupie gadanie, dzieciaki zawsze gadają, ale wiedział też, że po ostatnich wydarzeniach mała na każdą tego typu uwagę będzie reagować w podobny sposób.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie, dobrze? Tata nie zginie marnie, wcale nie zginie, a ten, kto to powiedział sieje jakieś głupie plotki. Słyszysz?
Lily pokiwała głową, po czym rozluźniła uścisk, odsuwając się od brata.
- Obiecujesz? - zapytała cichutko. Wiedziała, że jeżeli James coś obieca, zawsze wywiązuje się z danego słowa. Chłopak uśmiechnął się do niej promiennie i zmierzwił jej włosy. -Jasne. A teraz powiedz mi, gdzie jest Al.
Oczy dziewczynki rozszerzyły się nagle z przerażenia, jakby przypomniała sobie o czymś niezwykle ważnym, a zarazem napawającym lękiem, a James nie musiał już czekać na odpowiedź. Był pewny - Albus władował się w kłopoty.

***

- Odszczekaj to i to już! - wrzasnął Al na całe gardło, stojąc w pozycji, gotów do ataku.
- Bo co?! - zadrwił wyższy od niego chłopak o brązowych włosach. - Załaskoczesz mnie na śmierć? A może naślesz na mnie tego swojego... - nie dokończył, bo Albus rzucił się na niego z pięściami. Zaczęli się naparzać, szarpiąc raz po raz i turlając po zakurzonej posadzce. Na około nich zebrał się mały tłumek, kibicujący swoim faworytom.
- Nie będziesz... pieprzył... takich głupot... mojej siostrze! - wysapał Al, okładając przeciwnika ile sił. Jednak Kevin był od niego większy, starszy i lepiej zbudowany. Szybko przyparł Pottera do ziemi.
- Będę mówił, co mi się podoba - wycedził, wbijając pięść w jego twarz. - I taki mały gówniarz, jak ty, nie będzie mi rozkazywał - uderzył ponownie. Albus czuł strużkę krwi spływającą po jego czole i policzku. Rany pulsowały ostrym bólem, a obraz lekko się rozmazywał. Nie poddam się, pomyślał. Nie tym razem. Złapał McFly'a za koszulkę i mocnym, zdecydowanym ruchem przyłożył mu "z dyńki". W przedziale rozległy się wiwaty, a cały świat zawirował. Potter przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale czuł, że ciężar przeciwnika zelżał, a on mógł podnieść się z ziemi. Wstał chwiejnie i zamachnął się dziko na oślep, próbując go znokautować. Poczuł mocne szarpnięcie za koszulkę i po chwili stał na korytarzu twarzą w twarz z James'em.
- Skretyniałeś do reszty? - zapytał starszy z Potterów, krzyżując ręce na piersi i patrząc na brata z góry.
- Ja tylko... -zaczął zmieszany Al, ale po chwili wyprostował się i zmrużył oczy. -Sam byś mu przyłożył.
- Taa... Ja przynajmniej nie ogłuszyłbym się własnym ciosem.
Albus spojrzał na James'a i lekko uniósł brwi. -Wcale się nie ogłuszyłem... To był zabieg celowy...
- Celowy, jeśli chcesz dostać wstrząsu mózgu. Następnym razem wal w nos, a nie w czoło.
- Czy ty mi właśnie udzieliłeś pozwolenia?
- Udzieliłem ci rady, to różnica... - James lekko uniósł podbródek brata, by przyjrzeć się jego ranom.
- Co ty wyrabiasz? - zapytał zaniepokojony. Al nigdy nie zachowywał się tak impulsywnie. Ale minione lato odcisnęło piętno na nich wszystkich. - Wdajesz się w bójkę przy Lily. Nawet nie wiesz, jak się przestraszyła...
Al odtrącił rękę James'a.
- Ktoś musiał mu przyłożyć - wycedził przez zaciśnięte zęby. -A Lily to mała beksa, mogłaby w końcu dorosnąć.
- Albusie, ona ma jedenaście lat... a ty trzynaście... żadne z was nie powinno jeszcze dorosnąć. Chociaż do tej pory, to ciebie uważałem za najdojrzalszego z całej naszej trójki.
Albus poprawił tylko koszulkę.
- Widocznie wcale nas nie znasz. Nie znasz mnie - powiedział oddalając się zdecydowanym, choć lekko chwiejnym krokiem. James spojrzał za bratem. Może miał rację, nigdy nie byli ze sobą blisko, zwykle przekomarzali się tylko, dokuczali sobie... ale do tej pory nie przyszło mu do głowy, że mógłby nie znać własnej rodziny.
- Niańczenie chyba kiepsko ci wychodzi - usłyszał za sobą Alice. Odwrócił się i spojrzał na jej lekko uśmiechniętą twarz. Znów nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, nie wiedział, jak zareaguje, ale ona chyba nie oczekiwała, że coś powie, bo płynnym ruchem zagarnęła go do najbliższego przedziału. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to pomieszczenie, w którym przewożono zwierzęta.
- Pamiętasz naszą rozmowę tuż przed wakacjami? - zapytała intensywnie wpatrując się w jego oczy. Lekko skinął głową. - Tym razem to nie jest czysto hipotetyczna konwersacja. To już się zaczęło.
- Tego się obawiałem - wyszeptał. - Ale... jesteś pewna?
Dziewczyna skinęła głową, a on pierwszy raz, od czterech lat, widział w jej oczach strach.
- Znak jest coraz wyraźniejszy. Pali coraz bardziej, z łatwością mogą wszystkich zidentyfikować, a wiesz co mówią...?
Potter lekko zmarszczył brwi. Nie podobał mu się jej narastający ton. Zaczynał się powoli domyślać do czego ona zmierza.
- Mój ojciec... - wyrwało mu się, nim zdążył ugryźć się w język.
- Vendetta za twoją matkę... Jeśli ktoś tego nie powstrzyma...
- ...wybuchnie trzecia wojna - dokończył, przerywając jej w pół zdania. Alice podeszła do klatki z szarą płomykówką i delikatnie pogładziła jej główkę.
- Nie Potter - odezwała się po chwili. - To nie będzie wojna. To będzie rzeź...

5 komentarzy:

  1. Woooow. Czadowe. III wojna = rzeź. Nie no, zaje*** pomysł. I... love it!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie się czyta, fajne dialogi i charaktery postaci :D historia robi się coraz ciekawsza :D świetny pomysł

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże chcesz żebym oszalała!! nie lubię żyć w niewiedzy!! no ale cóż... następna notka która trzyma poziom oby tak dalej.

    Baśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy będzie nowa notka mam nadzieje że po moim powrocie tzn 26 już będzie :P Baśka

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz dość czekania na ocenę w ponurych, ciemnych i smutnych korytarzach kolejnych ocenialni? W Gaolu czeka na Ciebie przytulny ciepły kąt, gdzie przy okazji możesz dowiedzieć się, co ludzie sądzą o Twoim blogu! Dodatkowo Gaol zapewni wysokie warunki sanitarne, najlepszej jakości ciasta pani Basi z komisariatowej kawiarenki i przyjemne lektury w postaci wywiadów z personelem. Grzechem byłoby nie skorzystać z mądrej, konstruktywnej krytyki, czyż nie?



    [www.gaol.blog.onet.pl]



    (Jeżeli w jakikolwiek sposób treść tego komentarza uraziła Cię, bądź nie tolerujesz reklam ocenialni, usuń go)

    OdpowiedzUsuń