Profesor McGonagall była bardzo zdenerwowana. Jej usta drżały delikatnie, chociaż usilnie starała się to ukryć. James nie dziwił się jej reakcji, nie po tym, co widzieli. Nadal nie do końca rozumiał, co się stało. Ale jednego był pewien: zginął uczeń. Zginął, mimo nadzoru nauczycieli. Przecież całe Hogsmeade było obstawione patrolami. Uczniowie mieli o tym nie wiedzieć, ale tak było... Jakim cudem ktoś zgotował im taką masakrę. Dręczyła go też druga sprawa. Kto przeniósł ich z pogrzebu do miasteczka i dlaczego...
- James, już jesteśmy - usłyszał piskliwy głosik przerażonej Rose. Spojrzał przed siebie, a jego wzrok padł na Grubą Damę, która niecierpliwie oczekiwała na hasło.
- Czekoladowe muffinki - mruknął, a ona wpuściła ich do środka. Pokój Wspólny był zatłoczony. Chyba nigdy jeszcze nie widział tu takich tłumów. Każdy, z niezwykłym ożywieniem, dyskutował o tym, co się stało. Ale ze strzępów rozmów James zorientował się, że nikt nie wie o Goyle'u.
- No wreszcie! Gdzie byliście?! - zawołał zdenerwowany Al, przeciskając się między uczniami. - Już myśleliśmy... - urwał w pół zdania, trącony łokciem Hugona.
- Gdzie byliście? - powtórzył patrząc uparcie na James'a.
- Al, nie mam teraz nastroju - odburknął, próbując przecisnąć się w kierunku dormitorium. Młodszy brat pociągnął go za rękaw.
- Nie wykręcisz się! - krzyknął, a kilkoro uczniów spojrzało w ich stronę. - Nigdzie nie mogliśmy was znaleźć! Myśleliśmy, że już po was! Że będę musiał tłumaczyć Lily, że nie żyjesz kretynie! A ty mówisz, że nie masz nastroju!
- Zamknij się! - wrzasnął James, odtrącając brata. - Nie będę z tobą o tym...
Nie dokończył, bo Albus rzucił się na niego z pięściami. Upadli na podłogę w szaleńczej szarpaninie, wykrzykując raz po raz oskarżenia w swoją stronę.
- Dlaczego musisz być takim egoistą?! - krzyknął Al, przygwożdżając brata do podłogi. - Zaczął byś w końcu myśleć o tym, co czują inni!
James przestał się miotać.
- Oboje wiemy, że nawet gdybym zginął, nikomu nie było by żal - powiedział. - To ty zawsze byłeś ulubieńcem ojca. I zawsze będziesz jego oczkiem w głowie. Po co mu inny syn?
Albus znieruchomiał. Wszyscy, którzy obserwowali tę scenę, odnieśli wrażenie, że został nagle spetryfikowany.
- Złaź ze mnie - warknął James, zrzucając go i szybkim krokiem udając się do dormitorium. Opadł na łóżko i zamaszystym ruchem zasłonił kotary. Chciał być teraz sam. Nie był pewien dlaczego powiedział to Albusowi. Tak się właśnie czuł, zawsze na drugim planie. Czy to dlatego ta cała zabawa w zatroskanego braciszka i kuzyna? Kiedyś przecież był inny. Kiedy to się zaczęło? To pytanie wciąż powracało do jego myśli. Ale nie ważne, jak długo o tym myślał, odpowiedź zawsze była ta sama - odkąd zaprzyjaźnił się z Alice.
***
Następny tydzień był dla uczniów Hogwartu prawdziwą udręką. Nauczyciele byli wszędzie, pilnowali wszystkich korytarzy, wszystkich wyjść. Ogarniała ich coraz większa panika, choć starali się to skrzętnie ukryć. Nie pomagały też wieści docierające do zamku. Brutalne mordy na czarodziejach stawały się coraz częstsze, a sprawca nadal nie był znany.
- Czytałeś? - zapytała Alice podchodząc do stołu Gryfonów i rzucając James'owi Proroka Codziennego pod nos. Na pierwszej stronie było wielkie zdjęcie jego ojca, odganiającego dziennikarzy i rzucający się w oczy napis: WYBRANIEC CZY MŚCICIEL? Młody Potter westchnął ciężko i odsunął od siebie gazetę. Spojrzał w głębokie oczy dziewczyny, jakby chciał tam znaleźć odpowiedź na wszystkie dręczące go pytania. Dashwood nachyliła się nad nim, a jej jasne włosy opadły niczym kotary na twarz i ramiona.
- Wiem, że jest ci ciężko. A na pewno będzie, gdy połowa uczniów uwierzy w te bzdury. Ale chyba powinieneś to przeczytać.
- Po co? - zapytał, podpierając skroń na dłoni.
- Żeby wiedzieć przed czym się bronisz... - odparła. - A poza tym - dodała po chwili zawahania. - Między artykułem oczerniającym dobre imię twojego ojca, a kolejnymi teoriami spiskowymi jest relacja z pogrzebu Asterii Malfoy. To na nim byliście w zeszłym tygodniu, mylę się?
Z tymi słowami odeszła, zostawiając oniemiałego chłopaka, który, mimo oporów, sięgnął po gazetę. Szybko odszukał pożądany artykuł.
W zeszłą sobotę żegnaliśmy Asterię Malfoy (38 l.), wspaniałą żonę i matkę. Niestety niespodziewane zamieszki przerwały jakże wzniosłą uroczystość. Na razie szczegółowe informacje nie są znane, jednakże ze wstępnych raportów wynika, że grupa fanatyków "nowego porządku" wtargnęła na cmentarz tuż po ceremonii. Liczba ofiar nie znana. Podejrzewa się, że za wszystkim stoi tajemniczy morderca, przez media nazwany Mścicielem.
Chłopak spojrzał na Rose. Jego kuzynka wciąż miała zaczerwienione oczy. Domyślał się, że wciąż opłakiwała zerwanie ze Scorpiusem. Oby nie przyszło jej opłakiwać czegoś gorszego. Wstał od stołu i podszedł do niej. Starał się ignorować Albusa, a młodszemu Potterowi po ostatniej kłótni było to na rękę.
- Rose, musimy pogadać - powiedział, ale ona nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
- Rose, słyszysz?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową, ale James nie chciał słyszeć odmowy. Złapał ją za rękę i siłą wyciągnął z Wielkiej Sali.
- Czego chcesz?! - zawołała oburzona.
- Musimy iść do McGonagall. Widzieliśmy go Rose.
- Nic nie widzieliśmy - odparła. - To mógł być każdy. Nie mieszaj mnie w to.
Potter oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi.
- Nie bez powodu ktoś przeniósł nas z powrotem do Hogsmeade... Nie możemy milczeć Rose...
Dziewczyna gwałtownie pokręciła głową, po czym zostawiła go samego w korytarzu. Długo bił się z myślami. W końcu ruszył w stronę gabinetu dyrektorki.
- ... nie możecie odsunąć Pottera - usłyszał głos McGonagall zza drzwi, gdy znajdował się już u szczytu krętych schodów. - Jeśli to zrobicie, będziemy zgubieni.
- Taka jest decyzja rady - odparł jakiś mężczyzna. - Jeśli rzeczywiście nie ma z tym nic wspólnego zapewne nam pomoże, ale...
- Pomoże?! - niemal krzyknęła oburzona dyrektorka. - Po tym, jak pozwalacie oczerniać go całej przerażonej społeczności czarodziejów snując jakieś wątpliwe domniemania? Na prawdę myślisz, że po tym on wam pomoże?
- Zrobi, jak zechce w każdym razie.
James odwrócił się na pięcie, by odejść. Nie wierzył własnym uszom. Nawet w Ministerstwie magii są przekonani, że to jego ojciec stoi za wszystkim. Chcą go wywalić? Chyba nie, chyba tylko odsunąć na czas wyjaśnienia sprawy...
- Co ty tu robisz, Potter? - usłyszał za sobą McGonagall. Odwrócił się, jak na komendę.
- Bo ja właśnie... - za dyrektorką stał nie kto inny, jak sam minister magii w towarzystwie jakiegoś tęgiego, łysiejącego mężczyzny, którego James nie rozpoznał.
- Ja widziałem go - powiedział na wydechu.
- Widziałeś kogo, Potter?
- Tego... Mściciela...
***
Wiadomość z ostatniej chwili: nastoletni chłopiec stanął oko w oko z Mścicielem. Z relacji tego młodego świadka wynika, że jest to wysoki, postawny czarodziej odziany w biały płaszcz podróżny. Jego twarz skrywa maska, więc niestety nie jest w stanie go rozpoznać. Jednak po jego opisie można sądzić, że jest to mężczyzna. A więc, czyżby podejrzenia były słuszne? Czy mógłby to być sam wielki Harry Potter, który...?
James zmiął gazetę i wrzucił do płomieni tańczących w kominku. Powoli zaczynał mieć tego dość. Skąd dziennikarze się dowiedzieli o jego rozmowie z Ministrem i McGonagall?... Jakim cudem? Usiadł w wielkim, wygodnym fotelu tuż przed kominkiem i omiótł spojrzeniem Pokój Życzeń. Zawsze go tak urządzali, on, Al i Alice... Tu mogli pobyć trochę na osobności... bez dzikich spojrzeń, że Gryffoni pałętają się z Ślizgonką... Potter wsparł łokcie na poręczach fotela, ale nagle coś zaszeleściło pod jego lewą ręką. Spod pokrowca wyciągnął kawałek pergaminu, złożony na cztery. Rozłożył go i zaczął czytać:
Opowiadałeś mi o tym, że świat z sekundy na sekundę zmienia kształt. Z każdą chwilą stajemy się starsi, mądrzejsi, inni – to Twoje słowa... Pewien człowiek urodził się inny, niż pozostali. Święcie przekonany o swojej wyższości - miał wizję. Wizję lepszego świata. Wielu pokładało w nim swoją nadzieję. Nie będę Cię okłamywać, ja również. Nie wiem, dlaczego rozpoczęłam z nim współpracę... Może dlatego, że jego proroctwo kusiło, niczym piękne, soczyste jabłko na samym szczycie jabłoni? A może po prostu był jedynym znanym mi człowiekiem, który z takim zaangażowaniem kreował nową przyszłość? Potrafił przemawiać, a mówił tak pięknie… Obiecywał Nam majestatyczny byt w wiecznej chwale i harmonii, jedynie za cenę „drobnych przysług”. Zupełnie,jak Ty... Czyż nie tego właśnie chciałeś?Czy nie prowokowałeś do czynów wielkich w sprawie „większego dobra”? Czy nie mówiłeś: „Macie moje słowo”?... Ale czasem obietnice są zaledwie kolorową farbą nałożoną na brudne intencje, białym puchem, przykrywającym czarną sadzę kłamstw... A gdy odkrywamy prawdę jest już za późno. Związani magiczną przysięgą na wieki... możemy tylko czekać, aż ktoś uratuje Nas od przeznaczenia, które sami wybraliśmy.
I ja będę czekać. Na spełnienie. Na wybawienie. Na Ciebie.
James zmarszczył brwi. Znał to pismo, tak proste, a zarazem eleganckie. Znał kształt każdej litery na pamięć.
- Nieładnie czytać cudzą korespondencję - zabrzmiał mu w uchu głos Alice. Delikatnym ruchem zabrała pergamin z jego dłoni i schowała do kieszeni.
- Wybacz - wymamrotał. - Nie wiedziałem...
Alice usiadła przed nim, na dywaniku i spojrzała w jego oczy.
- No dalej - powiedziała. - Zapytaj.
James poprawił się w fotelu. Rzeczywiście chciał zadać pytanie, ale uznał je za zbyt osobiste.
- Do kogo...?
- Kiedyś się dowiesz.
- Dlaczego...? - podjął kolejną próbę.
- Bo się pogubiłam. A teraz za to płacę.
Siedzieli chwilę w milczeniu, po czym Alice skierowała wzrok na płomienie.
- Chcesz zapolować na Białego Maga? - zapytała, zerkając ukradkiem na Pottera.
- Co?
- Chcesz zapolować na Mściciela? - skierowała się ponownie w jego stronę, a on ujrzał w jej oczach iskierkę podniecenia i ożywienia. - Udowodnimy, że to nie twój ojciec.
- Jak chcesz to zrobić?
Dashwood podniosła się gwałtownie.
- Stajesz się nudny Potter - oznajmiła. - Jeszcze dwa lata temu wykrzyknąłbyś z zapałem "Tak!" a teraz...
James również wstał.
- Teraz dojrzałem - rzekł próbując ogarnąć myśli.
- I w tym cały problem.
Wydaje mi się, że ten rozdział jest jednym z najlepszych jakie do tej pory udało Ci się napisać, ale to dobrze. Coraz więcej pomysłów, a to znaczy, że się rozwijasz! Jestem ciekawa tego polowania i jak to się wszystko potoczy. Informuj mnie na bieżąco ; ) LUMOS!
OdpowiedzUsuńLubię Jamesa. Strasznie. Alice też. Bohaterów tworzysz naprawdę fajnie.
OdpowiedzUsuńTeż sądzę, że to jeden z lepszych rozdziałów na tym blogu. Chyba z każdym stajesz się coraz lepsza.
Pozdrawiam.
Przypadkiem wpadłam na Twoją historię i spodobała mi się.
OdpowiedzUsuńWyczułam również zerkając na poprzednie posty jak bardzo dojrzewasz z każdą swoją historią.
W ogóle podoba mi się tak samo sam pomysł.
Strasznie ciekawie wykreowałaś znany nam świat i pokazałaś bohaterów.
Mi się podobało.
Z przyjemnością informuję, że na blogu www.Olimpianis.blogspot.com ukazała się ocena Twojego bloga. Mam nadzieję, że docenisz moją pracę i kulturalnie skomentujesz wpis. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam! Informuję, że Twój blog znalazł się na trzeciej pozycji w ramce "Najwyżej ocenione". Gratulujemy!
OdpowiedzUsuń(Olimpianis.blogspot.com)
O jej :D dziękuję :)
UsuńRozdział super opowiadanie coraz bardziej trzyma w napięciu :) ten na razie podobał mi się najbardziej. Czekam na następny :) Baśka
OdpowiedzUsuń