- Alice, możemy pogadać? - zapytał James w biegu, próbując zrównać krok z koleżanką. Ślizgonka nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem, a on wiedział - była na niego zła.
- Alice, proszę...
- Spadaj Potter, mam inne rzeczy na głowie.
Złapał ją za ramię, zmuszając by się zatrzymała. Zmrużyła oczy, wbijając pełen nienawiści wzrok wprost w jego zmartwione oczy. Gwałtownym ruchem wyrwała się z jego uścisku.
- Czego chcesz? - zapytała szorstko. To była jedna z tych chwil, których nie rozumiał. Jednego dnia Dashwood garnęła się do niego, była czuła, delikatna, a następnego reprezentowała wszystkie cechy przeciwne. To było jak rollercoaster, a on powoli zaczynał dostawać mdłości od wzlotów i upadków.
- Zapytać, co się wczoraj stało...
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, a jej wzrok powędrował w dół.
- Nie interesowało cię to wczoraj, nie powinno interesować dziś - mruknęła.
- Co...? Przecież ja... - James nie wiedział, co powiedzieć. - Myślałem, że wolisz zostać sama.
- Więc myśl tak dalej. Ale tak między nami, myślenie ci nie wychodzi - odparła odwracając się na pięcie i pospiesznym krokiem udała się do lochów, na lekcję eliksirów. Potter stał chwilę patrząc, jak się oddala, ale nie podążył za nią. Nie miał nastroju na lekcje. Pognał do sowiarni, by móc na spokojnie przemyśleć kilka rzeczy. Miał już dość tych ciągłych pretensji. Z każdej strony ktoś go atakował... Al, Alice, Rose... Starał się, jak mógł, ale im jego starania były większe, tym bardziej wszystko się komplikowało.
- Gdzie te beztroskie czasy, kiedy miałem wszystko gdzieś? - zapytał ciemnej płomykówki, która spoglądała na niego z zaciekawieniem. Oparł się o zimną ścianę i spojrzał na zachmurzone niebo. - Śmieszne, że aż tak mi na niej zależy. Jest nie do zniesienia, ale... chyba ją kocham - wyciągnął rękę w stronę ptaka, który od razu do niego przyleciał. James cicho syknął, gdy wielki puchacz wbił się pazurami w jego ramię. Delikatnie pogładził go po piórach.
- Tylko co takiego ją trapi? Dlaczego aż tak się odcina...?
- Bo się boi - usłyszał za sobą cichy głos Alice. Znieruchomiał. Słyszała? Powoli zwrócił się w jej stronę. Stała w wejściu, z włosami na zaczerwienionych oczach, ze śladami łez na bladych policzkach, obejmując się ramionami, jakby chciała się szczelnie zamknąć, ochronić przed światem.
- Jak długo tu stoisz? - zapytał nieco skrępowany.
- Wystarczająco długo. James, nie jestem dziewczyną, o której śniłeś. O której ktokolwiek mógłby śnić - powiedziała cicho, podchodząc bliżej. Widział, jak jej dolna warga drży niebezpiecznie.
- Mam tajemnice, zbyt dużo tajemnic. Strasznych, przerażających. Lubisz mnie, bo o nich nie wiesz...
- Przestań - przerwał jej. Chciał delikatnie pogładzić jej twarz, ale zamiast tego przyciągnął ją gwałtownie do siebie, a ich usta splotły się w namiętnym pocałunku. Tak zachłannie i pożądliwie nie całował jeszcze nigdy. Przez chwilę czas się dla nich zatrzymał, a oni oddali by wszystko, by ta chwila trwała wiecznie. Alice zamknęła oczy, po czym wtuliła twarz w jego tors. Wiedział, że płacze, ale tym razem nie powiedział nic. Przytulił ją mocno do siebie i lekko pogładził jej platynowe włosy, czekając aż pozwoli ujść emocjom. Gdy wreszcie się uspokoiła, spojrzał jej głęboko w oczy.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko - szepnął. - Jakoś sobie z tym poradzimy. Alice, wszystko...
Dziewczyna przetarła mokre od łez oczy.
- W swoim czasie - odparła, po czym, zarzucając plecak na ramię wyszła z sowiarni.
James wrócił do Pokoju Wspólnego dopiero wieczorem. Mya wciąż tkwiła w centrum zainteresowania, ale tym razem, tuż obok niej siedział podekscytowany Al i żywiołowo coś opowiadał. Lily, gdy tylko zobaczyła starszego z braci, podbiegła do niego czym prędzej.
- James, ratuj go! - zawołała ciągnąc brata za rękaw.
- Co jest grane?
- On z siebie robi totalnego kretyna...
James już miał interweniować, ale przypomniał sobie wydarzenia z dnia poprzedniego. Rzucił ostatnie spojrzenie na brata, po czym spojrzał na siostrzyczkę.
- To jego sprawa Lily, nie mogę ciągle bawić się w niańkę, da sobie radę - z tymi słowami udał się do dormitorium.
W tym roku Noc Duchów zapowiadała się deszczowo. Jesień bezlitośnie pozbawiała korony drzew liści, które jeszcze nie tak dawno zachwycały swoimi barwami. Alice siedziała wtulona w Jamesa w Pokoju życzeń. Mieli popracować nad zdemaskowaniem Białego Maga, ale Potter miał również drugi cel. Miał nadzieję, że dziewczyna otworzy się w końcu na niego, opowie mu swoją historię, która tak bardzo wpłynęła na kształtowanie tej skorupy wokół niej.
- Nie sądzisz, że już nadszedł czas? - zapytał, a ona, ku jego zdziwieniu, nie odskoczyła od niego, jak oparzona.
- Jesteś tego pewien? - zapytała, nadal tkwiąc w jego ramionach.
- Jak niczego innego.
Przejście w ścianie nagle się otworzyło a do Pokoju wpadł Al z Myą. James czuł, jak Alice nieruchomieje, zapatrzona w przybyłych.
- Co ona tu robi? - zapytała oschle, ale szatynka uśmiechnęła się szeroko na jej widok.
- Jak miło cię w końcu zobaczyć - powiedziała z błyskiem w oku. - Miałam wrażenie, że odkąd tu jestem, unikasz mnie.
- To nie wrażenie, to fakt - odparła blondynka wstając i patrząc na dziewczynę spode łba.
- Al, serio, co tu robicie? - zapytał James, stając obok Alice. Czuł coraz bardziej napiętą atmosferę, a katastrofa wisiała w powietrzu.
- Oj, nie denerwuj się Mój Rycerzu - rzekła słodko Mya. - Albus tylko pokazuje mi najciekawsze zakątki zamku, prawda Misiu? - zapytała kładąc młodszemu Potterowi dłoń na ramieniu. Al skinął gorliwie głową.
- Myśleliśmy, że nikogo tu nie będzie, ale... - spojrzała ponownie na Alice. - Dobrze się składa, że się spotykamy. Tyle wspomnień, czyż nie?
- Odpuść sobie - mruknęła Dashwood.
- Oj, daj spokój. A swoją drogą, powiedziałaś mu? - wskazała głową na James'a. - Chyba ma prawo wiedzieć?
- Przestań!
Potter spojrzał na dziewczyny.
- Wiedzieć o czym? - zapytał zbity z tropu.
- Że twoja koleżanka powinna odsiadywać właśnie dożywotnią karę w Azkabanie.
Oczy Alice nagle zabłysnęły czerwienią, a w koło można było wyczuć potężną aurę energii.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że nasza kochana Alice zabiła człowieka ze szczególnym okrucień... - nie było dane jej dokończyć. Potężny strumień magii pognał w jej stronę, ale w ostatniej chwili Albus ją odepchnął i padł bez ruchu na posadzkę.
- AL! - zawył Potter, rzucając się w jego stronę, a oszołomiona Alice opadła bezwładnie na kolana.
C-C-Co się stało Albusowi? Rozdział genialny! Tak długo na niego czekałam, ale stanowczo ZA KRÓTKI! Trzymam kciuki i będę czekać na następny rozdział ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwietny i tak długo wyczekiwany. Ale przyznaje racje stanowczo za krótki! Basia
OdpowiedzUsuń